Ewa Salwin: Moje wielkie greckie morderstwo to kryminalna komedia. Skąd taki wybór gatunku? Dlaczego zdecydował się Pan wyjść ze swojego „zwyczajnego" gatunku pisania na poważnie?
Tomasz Duszyński: Bo prawda jest taka, że w życiu często trudno jest mi zachować powagę. I chyba nawet tego nie chcę. Potrzebuję czasem odskoczni, spojrzenia na pewne sprawy z dystansu. Lubię się pośmiać, także często z samego siebie, chociaż wolę z... własnej żony. To spojrzenie na relacje rodzinne, czasem trudne, czasem śmieszne od dawna mnie ciekawiło. Tym bardziej, że tak mnie, jak i moim bliskim przydarzają się sytuacje, które są doskonałą pożywką dla wyobraźni. Często podróżuję z żoną i córką. W czasie tych eskapad nie brakuje nam przygód. Choć niektóre z nich wcale nie wydają się śmieszne na pierwszy rzut oka. Tak było podczas naszego wypadu na Peloponez, gdy odwiedziliśmy wodospady Polylimnio. Moja żona uwielbia robić zdjęcia telefonem. Podczas tych fotograficznych sesji zawsze się gdzieś gubi, albo trafia w miejsca niebezpieczne. Tak było też i tym razem. Podczas wykonywania ujęcia numer 354 tego samego cieku wodnego spadła ze skarpy wprost do wody. Oczywiście działo się to zbyt szybko, żebym zdążył zareagować. To znaczy żona spadała bardzo wolno, ale mój czas reakcji był znikomy. Na szczęście nic jej się nie stało, a ja wyciągając ciało mojej małżonki (żywej) na brzeg mogłem się bezkarnie pokąpać w uroczym zakątku. Wieczorem opisałem to wydarzenie na swoim profilu na Facebooku, oczywiście przedstawiając ze szczegółami jak do niego doszło. W tej relacji nic nie nazmyślałem, opisałem relacje małżeńskie i rodzicielskie nieco odsłaniając kulisy życia rodzinnego. Post rozbawił mnóstwo odbiorców. Chcieli posłuchać o innych przygodach Pani Żony, moich i naszej Panny Córki. Co jakiś czas takie relacje się pojawiały. Chyba od tamtej pory dojrzewał we mnie kryminał komediowy w greckiej scenografii, w której pisarz i jego rodzina zostają wplątani podczas wakacyjnego wypadku w kryminalną intrygę. Najczęściej po napisaniu książki, zastrzega się, że podobieństwo do miejsc i osób jest czysto przypadkowe, ale w Moim wielkim, greckim morderstwie tak napisać nie mogę, bo bym skłamał...
E.S.: Dlaczego Grecja? To kraj, który kojarzy się przede wszystkim z wakacjami...
T.D.: Właśnie dlatego. Uwielbiam Grecję, zwłaszcza tę kontynentalną, w której pojawia się mniej turystów niż na znanych wyspach. To kraj pełen słońca, historii i wspaniałych widoków. Podróżuję po Grecji samochodem, starając się dotrzeć do najbardziej dzikich regionów. Uwielbiam Peloponez z półwyspem Mani, na którym można znaleźć dziką przyrodę, opuszczone kamienne miasteczka i szarżujące na turystów konie. Doświadczyliśmy tego rodzinnie podczas jednej z podróży, gdy szarżował na nas, a potem gonił dziki ogier. Ten koń próbował wybić nam kopytami wakacyjną podróż z głowy.
Wakacyjna sceneria z trupem w tle, opowiedziana w zabawny sposób może być doskonałą odskocznią i dla pisarza i dla czytelnika. Dlatego postanowiłem właśnie tu umieścić akcję swojej powieści.
E.S.: Jak udaje się Panu łączyć morderstwo z komedią? Jak łączyć rubaszność z powagą śmierci?
T.D.: Ta śmierć potraktowana jest z przymrużeniem oka. Zaczynam od trzęsienia ziemi i trupa, który zostaje odnaleziony w pensjonacie. Potem przedstawiam bohaterów tej historii, grupę polskich turystów, którzy przybywają na ślub znajomej, Kasi Masłowskiej. Trup oczywiście pojawia się w pensjonacie, w którym mieszkają. Od tego momentu zaczyna się komedia pomyłek, pełna intryg i absurdalnych sytuacji. Wśród weselników pojawia się także pisarz i jego żona i córka. Podejrzenia o morderstwo zaczynają padać na każdego z bohaterów. Pisarz, wraz ze skonsternowanymi bohaterami, prowadzi śledztwo na własną rękę. Okazuje się, że goście panny młodej mają sporo do ukrycia. Sprawy jednak wymykają się spod kontroli... a weselnicy zaczynają się obawiać o własne życie.
E.S.: Z lektury Pańskiej książki można odnieść wrażenie, że istnieją dwie Grecje – ta dla turystów i ta dla „swoich". Czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
T.D.: To chyba naturalne, że turyści mając do dyspozycji kilka dni, tydzień, czasem dwa chcą wypocząć, a zwiedzają miejsca, które można zakwalifikować w kategorii „musisz zobaczyć". Trudno wtedy dotrzeć do miejsc, w których turystów nie ma, albo pojawiają się bardzo rzadko. Nie ma jednak w tym nic złego.
Podczas swoich wyjazdów cały czas jesteśmy w podróży. Przemieszczamy się z miejsca na miejsce chcąc wycisnąć z naszego pobytu maksimum. Na szczęście każde z nas lubi taką formę spędzania wakacji i odpoczywamy w ruchu. Bardzo rzadko można nas znaleźć leżących całymi dniami na plaży. Może dzięki temu udaje nam się nieco uszczknąć z tej Grecji dla „swoich", czyli tej, jak rozumiem, która bliższa jest zwykłym mieszkańcom tego kraju.
E.S.: Jakie miejsca w Grecji wydają się Panu doskonałymi miejscami zbrodni?
T.D.: Takich miejsc jest mnóstwo, bo i Grecja jest różnorodna. Już w samych Atenach można byłoby uśmiercić niejednego bohatera. Od tragedii do komedii w greckim wydaniu nie jest daleko! Równie dobrymi miejscami byłyby miasteczka górskie i te na wybrzeżu na Peloponezie, klasztory w Meteorach, Delfy, greckie wyspy. Do wyboru, do koloru!
E.S.: Czy pisarz może odpoczywać, wyjść z pracy?
T.D.: Oczywiście, ale ze świadomością, że jeśli będzie tak robił zbyt często to niewiele napisze. Mój sposób na pisanie to konsekwencja i systematyczność. Można też odpoczywać podczas pracy, czyli podczas pisania, zwłaszcza, gdy zmienia się gatunek lub konwencję. Dlatego po napisaniu „poważnego" kryminału piszę literaturę dziecięcą, młodzieżową, a teraz jako odskocznię komediowy kryminał. To się chyba sprawdza.
E.S.: Ma Pan jakieś rytuały, które pomagają Panu w pisaniu?
T.D.: Morduję na śniadanie jajecznicę, czasem tosta... to mnie dobrze nastraja przed pisaniem kryminału. Poważniej, nie mam rytuałów. Przy pisaniu potrzebuję spokoju. Nie słucham muzyki, staram się, żeby nic mnie nie rozpraszało. Muszę wsiąknąć w opowieść i widzieć ją obrazami, gdy piszę. Siadam więc na swoim ulubionym fotelu, obracam go w stronę ściany i przenoszę się do opisywanej historii.
E.S.: Nad czym pracuje Pan obecnie?
T.D.: Pracuję nad kontynuacją bardzo dobrze przyjętej przez Czytelników powieści Małomiasteczkowy. Zatem komisarz Konrad Cichecki i aspirant Anna Rzecka powracają. Oboje znów zmierzą się ze sporym wyzwaniem i małomiasteczkowym morderstwem. Ta historia zabierze ich w przeszłość, tym razem w Kotlinę Kłodzką. Będzie bardzo emocjonująco. Premiera będzie miała miejsce jesienią w Skarpie Warszawskiej.
powrót